wtorek, 27 marca 2012

Droga przez mękę

            bieganie wieczorne, śmiało mogę je nazwać drogą przez mękę. Biegło mi się koszmarnie, kolano po pierwszej połowie doskwierało, do tego czułam sie ociężała, bo chyba za duzą kolacje zjadłam, a raczej obiad. Ciężko mi było sie zmobilizować do biegania, po tygodniu przerwy.  Wydawało mi sie jakbym pół roku nie biegała. Nie potrafiłam utrzymać jednostajnego tempa, do tego próbowałam biegać na bezdechu. No po prostu zapomniałam jak sie biega.  I wiem już, że muszę zainwestować w inne obuwie do biegania, ale to odłożę na za jakiś czas. W tych butach, mam biega mi sie płasko, tak jakbym stawiała całą stopę od razu na podłożu. No po prostu człapie, a to człapanie mnie okropnie męczy, bo jednak mam inne nawyki jeśli chodzi o stawianie stóp na podłożu. Chętnie przerzuciłabym sie na halówki gdyby nie fakt, że mamy bardzo nierówne chodniki i jest sporo kamyków, które sprawiałyby dyskomfort.

Dzisiejszy czas 31:54 min dystans 3,8 km
              Biegnąc dziś dostrzegłam niezły patent na bieganie po zmroku. Taka czapka to na prawdę świetny pomysł, wygląda to trochę śmiesznie, ale o wiele śmieszniejsze jest potykanie się o każdy kamień na drodze.

czwartek, 22 marca 2012

ABS- na mięśnie brzucha

            Ja chcę mieć taki brzuch!

             Denerwuje mnie strasznie moja dolna partia brzucha. Odkąd pamiętam, tłuszcz odkładał mi się głównie na biodrach w udach i na boczkach. Teraz jest podobnie, dla tego też do biegania postanowiłam włączyć ćwiczenia na brzuch. A6W mnie przeraża, więc wybrałam coś co kiedyś bardzo lubiłam, czyli ABS.





            Dziś wieczorem zamierzam znowu biegać, kolano no cóż, gdy idę normalnie nie boli mnie, ale przy wchodzeniu na schody daje  sobie znać. Cóż trzeba je rozruszać i tyle. W każdym bądź razie dziś nie zamierzam robić żadnego wyścigu. P prostu chce zobaczyć na ile moje kolano wytrzyma. Oby tylko nie padało, bo pogoda dziś jakaś niewyraźna.

wtorek, 20 marca 2012

Moja pierwsza kontuzja.

           Kolejne bieganie wieczorne. Postanowiłam dziś przetestować swoje możliwości biegowe. A dokładniej to, to jak długo wytrzymam dopóki nie padnę. Efekt lepszy niż poprzednio. W całości bez zatrzymania przebiegłam 1109m ( jestem mądra bo sobie na mapce policzyłam w przybliżeniu:)), a mój czas to 07:59 min. Może nie imponujące, ale miałam do pokonania mój Mt Everest w postaci wzniesienia, które ciągnęło sie jakieś 200 m.. Potem 2 minuty marszu na uspokojenie oddechu, albo raczej na regeneracje mięśni nóg bo oddech mi sie w 30 s uspokoił, za to mięśnie wołały o pomstę do nieba i znowu bieg tym razem 4:57 i trzeba było ruszać w drogę powrotną. Pierwsza połowa poszła mi tak wyśmienicie, że pod euforią zachowanej 1 minuty, zaczęłam chcieć więcej...



           U mnie jest tak, że im bardziej chcę tym gorzej, bo mi się nie udaje. Za bardzo skupiłam sie na tych sekundach przez co traciłam rytm, przyspieszałam i nie wytrzymywałam. Z nadzieją stwierdziłam, że nadrobię zbiegając z Mt Everestu i zaczęłam pędzić. A tu trzask, jedna wredna płyteczką, którą chciałam w ostatniej chwili przeskoczyć, żeby się o nią nie zabić. Jakoś za mocno się wybiłam i moje kolano stwierdziło, że ma dość. Potem to już tylko kuśtykałam starając się nie myśleć o bólu, zatrzymałam się ze 3 razy, żeby rozmasować wredną bestię. A mój bieg sprawdzający zakończyłam z czasem 30:57 min. Sprawdziłam się tak, że ho ho.


poniedziałek, 19 marca 2012

Pomiary


            Dziś postanowiłam się zmierzyć. Co  prawda wagi nie mam, ale centymetr jest dla mnie o wiele bardziej miarodajny.


 
I tak oto:
szyja było 34, jest 33,5 cm
biceps było 32, jest 31,5 cm
piersi było 98 cm i jest bez zmian
talia  było 89 cm, jest 86,5 cm!!!
brzuch było 107 cm, jest 108 cm:/
biodra było 110 cm, jest 107 cm
udo było 63 cm, jest 62,5 cm
łydka było 39 cm, jest 38,5 cm

Łącznie udało mi się zrzucić przez 2 tygodnie 7,5 cm+ 1 cm= 6,5 cm!

             Co do biegania wczoraj była akcja wieczorna, biegło mi się ciężko w drugiej połowie, no ale...
Przebiegnięty dystans 3,8 km czas 29min 53 s. Zaczęłam sie ścigać chyba sama ze sobą. W piątek ta sama trasa zajęła mi 30 min i 5 s, a wczoraj biegłam z myślą, że koniecznie muszę to pobić. Udało mi się choć chciałam zrobić ten dystans w krótszym czasie. Sporo tracę na przechodzeniu w marsz, ale nie jestem w stanie biegać jeszcze non stop

sobota, 17 marca 2012

Tempo, a prędkość biegu.

              Od pewnego czasu, zastanawiam się czym różni się tempo biegu od prędkości. Jasne jest dla mnie, że prędkość 7 km/h to wyznacznik tego ile w ciągu godziny przebylibyśmy km poruszając się daną prędkością. A co to jest tempo?

                                                                     (źródło)
             Skoro mamy prędkość, to po co  nam w takim razie to całe tempo. Zastanawiałam się nad tym dobre 2 tygodnie, aż w końcu po wielu przeczytanych artykułach zrozumiałam. Tempo to jest wyznacznikiem przebytego kilometra w danym czasie. Tzn jeśli biegamy 30 min, przebyliśmy w tym czasie 4 km to nasze średnie tempo przebycia 1 km wyniesie 07:50 min. Jestem z siebie dumna, że to wydedukowałam:):-p.

             Dnia wczorajszego było bieganie wieczorne, osobiście stwierdzam, że za wczesne poszłam bo już o 20:00. Duzo ludzi = dużo omijania, kombinowania jak wyminąć grupki na nierównym i wąskim chodniku. Denerwowały mnie również psy... No, ale tych było mniej niż ludzi wiec jakoś dawałam rade. Za dużo było również samochodów i przez to traciłam po kilka sekund na przejęciach dla pieszych. No trudno...
Biegło mi sie ogólnie ciężko, pewnie to kwestia tego, że nie było wiatru w plecy... ale też plus, bo wiatru z przodu również nie miałam.

                                                                      Czas 30:05 min, trasa 3,9 km.

                Ps. z opaską na uszach biega sie o wiele wygodniej, minus jest jeden, że fryzura się niszczy, ale pod kapturem niszczyła sie bardziej, wiec i tak dobrze.

piątek, 16 marca 2012

Opaska na uszy-bezpiecznie i wygodnie.

        Nie mogę ostatnio wstać rano... Jakiś mnie leń ogarnął, wczoraj wieczorem nie poszłam biegać z myślą o tym, że wstanę dziś rano. No ale brak szans, nie dałam rady. Dziś musowo czeka mnie bieganie wieczorne i pewnie jutro wieczorem też. Bo chce stopniowo przejść do biegania 4 dni w tygodniu.

        Myślałam o tym, żeby sobie jakiś taki prawdziwy cel wyznaczyć. Analizując moje nikłe postępy biegowe czyli na początku 3 km w 30 min, po tygodniu 4 km w 30 minut. Chciałabym biegać 6 km w 30 minut. No po prostu marzy i się, żeby w ciągu tych 30 min biegać więcej i lepiej. Ciekawe jak długo będę miała zapał do biegania:)

        A dieta? Cóż kalorii nie liczę, jem to co jest w domu. wychodzi 3-4 posiłki dziennie, w sumie nie żałuje sobie niczego nawet frytki wczoraj jadłam, co prawda z piekarnika, no ale... No i oczywiscie porcje mniejsze. Ciekawe co waga i centymetr pokarzą w kwietniu.

        A oto mój dzisiejszy zakup ułatwiający bieganie.


             Teoretycznie można bez, ale wieczorami i rano jest chłodno. Do tej pory biegałam z kapturem na głowie, ale hm... włosy mi się psują. O ile wieczorem to mi nie sprawia problemu to jednak przed wyjściem do pracy fajne nie jest. Poza tym 2 razy wbiegłabym pod samochód, niby patrzyłam czy coś nie nadjeżdża, ale jakoś tak kaptur mi zasłonił i tyle z tego było... Stwierdziłam, że bezpieczniej i wygodniej będzie z opaską. No i zaoszczędzę sporo czasu rano na układaniu włosów.

środa, 14 marca 2012

Wieczorowo

             Dziś bieganie wieczorne i to bardzo... Z domu wyszłam o 20:45. W sumie to pierwszy raz wyszłam, bo w połowie drogi na dół, usłyszałam, że ktoś wychodzi z mieszkania. I moja płochliwa natura zadziałała... Zwiałam do mieszkania. Po chwili zdecydowałam sie wyjść, byłam juz na pierwszym pietrze, aż tu nagle drzwi wejściowe sie otwierają. I znowu cichutko na paluszkach, bach do góry, przeczekałam, aż światło zgaśnie i po ciemku wyszłam ( tym razem z powodzeniem z klatki). Śmieszne to jest, bo mam taki lek, że ktoś mnie zobaczy w dresach, albo spoconą po bieganiu. pewnie dla tego wole biegać rano, większość sąsiadów śpi, tylko najbliższa sąsiadka mnie mija:)

              Trasa: 3,7 km czas 31 minut. Nie powala na kolana... Cóż.. Podczas pierwszej połowy biegu miałam non stop wiatr z tylu i na miejsce swojego "zawracania" w drogę do domu dobiegłam z 2 minutowym zapasem. Pobiegłam trochę dalej i zawróciłam. A potem to już cały czas pod górkę:/. No nie dosłownie, bo powrót mam łatwiejszy, ale przez ten wiatr z przodu porządnie się zmachałam:/ .

            Osiągnięcie: Przebiegłam bez zatrzymywania sie cale 650 m i do tego pokonałam górkę! Może to wzniesienie to nie jakiś Mt Everest, ale zawsze zatrzymywałam sie w jej połowie, a dziś osiągnęłam szczyt:

             Planu PUMY prawie sie nie trzymam, jakoś tak denerwuje mnie to zerkanie na stoper i biegam po swojemu, ale dni będę sobie wykreślać, a co mi tam:-p

poniedziałek, 12 marca 2012

Z językiem na brodzie

          Kiepsko mi się dziś biegało:/. Nie wiem czy to przez te 3 dni przerwy czy przez co? Wydaje mi sie, że więcej szłam niż biegłam, a bieg ukończyłam z zapasem 20 sekund. Dziwne to, bo w czwartek biegło mi sie o niebo lepiej, a jakimś cudem dziś byłam szybsza. Co prawda  20 sekund to kropla w morzu, ale próbuje szukać jakichś pozytywów dzisiejszego biegu.
                                                                     ( źródlo)

        Oddechu złapać nie mogłam, męczyłam się dziś od zwykłego marszu, no po prostu porażka. Zrzucę to na barki @:/. Może przez tą małpę tak sie dzieje. No i uważam, że jestem gruba, brzydka i w ogóle do kitu:/

3,5 km czas 29minut 39 s.
                                                         ( źródło)

czwartek, 8 marca 2012

Kolejny dzień.

          Seria niefortunnych zdarzeń:). Nastawiłam budzik na 5:10, zadzwonił.... Ja poczułam, że jestem tak dziwnie wypoczęta i z lenistwa przyłożyłam jeszcze na chwileczkę głowę do poduszki z myślą, że 5 min poleżę i wstanę. Po chwili otworzyłam oczy, spojrzałam na zegarek, a tam 5:45... Na bieganie nie było czasu.

                                                                     (źródło)

          Za to przemogłam się i wybiegłam na swoją trasę wieczorem, szkoda tylko, że przed zjadłam kolacje. Co prawda lekką, ale i tak na początku ciężko mi sie biegło, jednak przebiegłam więcej niż do tej pory. Nie wiem jakim cudem, może przez to, że raz złapałam fazę biegłam i biegłam, kompletnie wyłączyłam mózg i myślałam... No właśnie nie wiem o czym, ale jak sie ocknęłam okazało się, że biegłam spory kawałek przez który dotychczas biegałam jedynie do połowy, a potem marszowałam.

            Tak o to bieganie rozpoczęte o 19:56 uznaję za udane, a przebyty dystans to 3,5 km w 30 minut
            No i teraz sie zastanawiam, czy wstawać jutro o 5:10? czy też iść wieczorem. Sama nie wiem ale chyba dam sobie odpocząć i najwyższej wieczorem pójdę, a jak nie to dopiero w poniedziałek. Bo weekendy mam wolne:). Poza tym efekt placebo zaczyna działać, przebiegłam się raptem 3 razy, a ja już widzę u siebie co najmniej 3 kg mniej. Śmiać mi sie chce, bo przechodzę koło lustra i wydaje mi sie, że brzuch jakby zmalał. Jak tak dalej pójdzie popadne w samo uwielbienie:)
             

środa, 7 marca 2012

Biegania dzień 2:)

             I tak o to dziś zaliczyłam drugi dzień  6 tygodniowego planu Pumy. Miałam biegać wczoraj, ale nie wstałam, obiecałam sobie, że pobiegam wieczorem, ale nie wyszło... Najpierw odwiedzili nas goście, szybko sobie poszli, potem znowu odwiedziny i tak oto już mi się nie chciało iść z resztą było już koło 21. Nie ciekawie biega się jak jest tak bardzo ciemno i nie ma nadziei na to, żeby w ciągu kilku minut się to poprawiło. Wiec odpuściłam...

               Dziś pobudka o 5:10.  O 5:30 zaczęłam swoją trasę, na poczatku starałam się twardo trzymać tych ram, ale z komórka ciężko się biega i w końcu zaczęłam robić wszystko swoim tempem. Ukradkiem sprawdzając ile wytrzymuje w biegu.  No cóż, najdłużej to było 2,5 minuty, nie jest to powalający wynik, ale mam nadzieje, że będzie coraz lepiej. Poza tym dziś nie było napadu kaszlu, ani uczucia potwornego bólu głowy, wiec widzę, że organizm powoli przyzwyczajam się do ruchu, jeszcze żeby zakwasy sobie poszły , to byłoby idealnie.

Bilans:
1 wściekły pies( non stop ten sam)
1 potknięcie:/
1 sąsiadka spotkana po drodze ( Z uśmiechem mnie dziś przywitała:))

Przebyty dystans troszkę ponad 3 km:), średnia prędkość 6 km/h, spalone kalorie: ok 300 kcal.

                Obiecałam sobie, że jeśli wytrwam do końca programu i złapię biegowego bakcyla to w nagrodę zakupie sobie takie oto cacko:)





                Dzięki temu nie będę musiała uganiać się z komórką i będę mogła ustalić prawidłowe tempo biegu:) Ciekawe co mi z tego wyjdzie.


poniedziałek, 5 marca 2012

No i się zaczęło...

                                                                   ( źródło)
             W ubiegłym roku miałam przygodę z bieganiem, ale nie wytrwałam.  Zakończyłam 3 tydzień biegania i wyszła mi przerwa, spowodowana kilkudniowym pobytem w szpitalu. A wiadomo jak to z przerwami, wrócić do biegania już mi sie nie chciało. Teraz zaczynam od 2 tygodnia.

           Pobudka 5:00, zwlekłam się z łózka o 5:10, syn w nocy dał popalić, jak na złość... 5:20, znalazłam sie na zewnątrz. Temperatura -4 stopnie, ja nie wiem za jakie grzechy, ale niech będzie... Na tyłku miałam 2 pary gaci, bo ciepłych dresów nie posiadam, dodałam do tego 2 bluzy z kapturem, plus za mała kurtka sportowa... Swoją drogą nie myslałam, że różnica miedzy XXL, a L jest taka spora. Szalik na szyje, buty na nogi i podbijamy okoliczną ścieżkę rowerową + nierówny chodnik. Chwilka marszu i zaczęłam pokonywać swoją ubiegłoroczną trasę. To dziwne... W tamtym roku, non stop bałam sie, że ktoś sie ze nie śmieje, ktoś się gapi. Dziś jednak wyszłam biegać z nastawieniem... " Nie podoba ci się? Masz pecha". Nie minęła minuta, natknęłam sie na właściciela pieska, któremu się raczej nie spodobałam bo chciał mnie chyba zjeść, ale posłuchał pana i ujadał tylko w miejscu. Biegnę dalej.... ludź na drodze, myślę sobie, jeszcze wyglądam w miarę, czerwona nie jestem wiec biegusiem do przodu... Przebiegłam koło ludzia, chyba trochę zaspanego, bo jakoś wcale na mnie uwagi nie zwrócił. I tak kilkanaście razy. Swoją drogą biedni ci ludzie, że do pracy po 5 maszerują.

             Bilans Biegu:
-1 wściekły pies,
-1 pies i jego pan, którzy sie mnie chyba wystraszyli, bo wybiegłam z za zakrętu wprost na nich
masa ludzi, która nie zwróciła na mnie uwagi,
-1 pani, która mi się z zaciekawieniem przyglądała, ale nie było to jakieś kpiące przyglądanie, tylko zwykłe zaciekawienie.
-0 zaliczonych potknięć.
- 1 paskudny atak kaszlu i uczucie, jakby mi mózg miał się wylać uszami... ( genialnie próbowałam pobiec dłużej niż 1 minute, wytrzymałam 3,5, ale o mało mi płuca nie wyskoczyły)
- jedna spotkana sąsiadka



              Menu na dziś:
- płatki z mlekiem
- serek wiejski, ogórek, cebula, rzodkiewki
-  rosół z makaronem
- 3 kromki chleba chrupkiego z szyneczką

niedziela, 4 marca 2012

No i mam buty do biegania...

Albo raczej buty sportowe, bo do biegania to one nie są jednak będą tak wykorzystane. Trafiła mi sie fajna promocja i nabyłam te buciki za 29 zł, co prawda chciałam kupić zupełnie inne, ale rozmiary były strasznie pokręcone. Wzięłam swoją 40 i okazało sie że ma najmniej 42. Rzomiaru 39 nie znalazłam wiec padło na te buciki ze zdjęcia.

Z rezygnacją wziełam te buciki do przymiarki, bo w koncu to ta sama firma tylko inny fason. Z ciekawości przyłożyłam wcześniejsze 40 do obecnych 41 i oniemiałam... 41 okazały sie sporo mniejsze. Nie wiem jak ta fima robi buty, jest to dla mnie troszeczkę dziwne, ale nie ważne. Jutro wielki dzień. Pobudka 5:10 i biegam! Pierwsze ważenie po miesiacu, albo moze jak wage zakupie, na razie się wstrzymuje

piątek, 2 marca 2012

Bedę biegać:)

           Wagi nadal brak, ale za to moja szafa wzbogaciła się o 3 pary spodni dresowych. Cóż trochę się przeliczyłam z ich zakupem bo nie przymierzyłam ( o ja głupia) i teraz sie zastanawiam jak z tego wybrnąć...
Problem jest błahy, ale na tyle niefortunny, że non stop o tym myślę. Zakupiłam jedna parę spodni w rozmiarze 16 czyli 44, świetne białe dresy. No ale właśnie one są białe i chciałam je na lepszą pogodę. A pozostałe 2 pary kupiłam w rozmiarze 14=42 i cóż... No klops, wejdę w nie, ale co z tego skoro są przykrótkie. Wygląda to tak jakbym miała wodę w piwnicy. Teoretycznie idąc biegać ( bo do tego mi sa potrzebne) nie muszę wyglądać jak z żurnala, ale miło by było mieć świadomość, że przynajmniej ciuchy wyglądają schludnie, skoro twarz z wysiłku jest zalana potem i przybrała kolor purpury...

            Z rzeczy potrzebnych, które są mi niezbędne o tej porze roku ( o bieganie chodzi) to jakieś adidasy, które nie będą jakoś strasznie przemakać, idealnie by było gdyby wcale nie przemakały. Ponadto konieczna będzie jakaś kurtka sportowa, albo bezrękawnik z kapturem, co by mi sie deszcz na głowę nie lał, bo zamierzam biegać rano przed wyjściem do pracy.
                                                                     (źródło)

Bilans dnia dzisiejszego:
-1 kromka chleba ciemnego i plasterek sera
-herbata z cukrem...
-jogurt naturalny mały z musli
- 3 oponki ( o ja głupia)
- 2 kromki chleba chrupkiego + twaróg + 1 pomidor

Ćwiczenia:
-20 min orbitrek
-100 brzuszków


czwartek, 1 marca 2012

Waga [*]

Moja waga dokończyła swój żywot, kilka dni temu. Nie pomogły nowe baterie, nie pomogły naprawy, nawet groźby nie odniosły żadnego sukcesu. Waga przestała się włączać... pewnie miała dość tego ciągłego wykorzystania przez naszą trójkę. Aktualnie jestem na etapie poszukiwania wagi o ciekawym wyglądzie i w rozsądnej cenie.



 
 

                    Te modele podobają mi się najbardziej:), a co uda mi sie kupić zobaczymy

Reklama