wtorek, 27 marca 2012

Droga przez mękę

            bieganie wieczorne, śmiało mogę je nazwać drogą przez mękę. Biegło mi się koszmarnie, kolano po pierwszej połowie doskwierało, do tego czułam sie ociężała, bo chyba za duzą kolacje zjadłam, a raczej obiad. Ciężko mi było sie zmobilizować do biegania, po tygodniu przerwy.  Wydawało mi sie jakbym pół roku nie biegała. Nie potrafiłam utrzymać jednostajnego tempa, do tego próbowałam biegać na bezdechu. No po prostu zapomniałam jak sie biega.  I wiem już, że muszę zainwestować w inne obuwie do biegania, ale to odłożę na za jakiś czas. W tych butach, mam biega mi sie płasko, tak jakbym stawiała całą stopę od razu na podłożu. No po prostu człapie, a to człapanie mnie okropnie męczy, bo jednak mam inne nawyki jeśli chodzi o stawianie stóp na podłożu. Chętnie przerzuciłabym sie na halówki gdyby nie fakt, że mamy bardzo nierówne chodniki i jest sporo kamyków, które sprawiałyby dyskomfort.

Dzisiejszy czas 31:54 min dystans 3,8 km
              Biegnąc dziś dostrzegłam niezły patent na bieganie po zmroku. Taka czapka to na prawdę świetny pomysł, wygląda to trochę śmiesznie, ale o wiele śmieszniejsze jest potykanie się o każdy kamień na drodze.

Reklama