środa, 14 marca 2012

Wieczorowo

             Dziś bieganie wieczorne i to bardzo... Z domu wyszłam o 20:45. W sumie to pierwszy raz wyszłam, bo w połowie drogi na dół, usłyszałam, że ktoś wychodzi z mieszkania. I moja płochliwa natura zadziałała... Zwiałam do mieszkania. Po chwili zdecydowałam sie wyjść, byłam juz na pierwszym pietrze, aż tu nagle drzwi wejściowe sie otwierają. I znowu cichutko na paluszkach, bach do góry, przeczekałam, aż światło zgaśnie i po ciemku wyszłam ( tym razem z powodzeniem z klatki). Śmieszne to jest, bo mam taki lek, że ktoś mnie zobaczy w dresach, albo spoconą po bieganiu. pewnie dla tego wole biegać rano, większość sąsiadów śpi, tylko najbliższa sąsiadka mnie mija:)

              Trasa: 3,7 km czas 31 minut. Nie powala na kolana... Cóż.. Podczas pierwszej połowy biegu miałam non stop wiatr z tylu i na miejsce swojego "zawracania" w drogę do domu dobiegłam z 2 minutowym zapasem. Pobiegłam trochę dalej i zawróciłam. A potem to już cały czas pod górkę:/. No nie dosłownie, bo powrót mam łatwiejszy, ale przez ten wiatr z przodu porządnie się zmachałam:/ .

            Osiągnięcie: Przebiegłam bez zatrzymywania sie cale 650 m i do tego pokonałam górkę! Może to wzniesienie to nie jakiś Mt Everest, ale zawsze zatrzymywałam sie w jej połowie, a dziś osiągnęłam szczyt:

             Planu PUMY prawie sie nie trzymam, jakoś tak denerwuje mnie to zerkanie na stoper i biegam po swojemu, ale dni będę sobie wykreślać, a co mi tam:-p

Reklama